Pozwól mi Cię kochać- Pamięć

VIII. PAMIĘĆ
Byłem już zmęczony drogą do tej wiochy, ale w końcu dotarłem. Nie wiedziałem gdzie mógłbym się podziać, więc postanowiłem wykorzystać chatę tego gościa, który już nie żyje. Teorytycznie jest ona do dyspozycji zwiadowców, a jakby ktoś mnie zapytał, powiem, że dostałem rozkaz, aby tutaj rozejrzeć się za czymś wartościowym.
- Poczekaj tu na mnie. -szepnąłem do swojego konia i pogłaskałem go po grzywie. Przywiązałem go do belki od tarasu domu, a sam wszedłem do środka.
Na dzień dobry zacząłem kaszleć. Mnóstwo kurzu i pajęczyn. Dom całkiem ładny wewnątrz, ale nie było w nim za ciepło. Brak ogrzewania jest wyczuwalny niemal po przekroczeniu progu mieszkania. Widząc schody prowadzące na górne piętro złapałem jakąś lampę naftową, a sam wyjąłem zapałki z kieszeni w kurtce i podpaliłem knot. Gdy zrobiło się trochę jaśniej od światła latarenki zacząłem zmierzać w stronę góry.
Będąc już na piętrze, przede mną znalazły się trzy pokoje. Wybrałem jeden po mojej prawej stronie i wszedłem do środka. Tutaj również było niemiłosiernie zimno przez co zadrżałem.
W rogu stało całkiem duże łóżko, a na nim pościel. Pachniała dość mocno. Trochę jak lawenda. Co niezbyt mnie zachwyciło, bo ten zapach jest najgorszy na świecie.
Przysiadłem na nim i oparłem się o ścianę. Przymykając oczy zacząłem sobie myśleć o wszystkim.
Odkąd Levi zaginął mój świat wywrócił się do góry nogami. Był osobą, którą cenie sobie najbardziej z tego przeklętego oddziału. Tylko on zasługuje na mój podziw. Sposób w jaki walczył albo chociaż sama jego osoba. Wydaje mi się, że tęsknie za nim. Brakuje mi obecności tego mężczyzny w życiu.
Otwierając oczy westchnąłem cicho i podszedłem do okna. Mój koń był niespokojny. Zaczął się wiercić i spoglądać w stronę lasu. Zmrórzyłem oczy i spojrzałem w tamtym kierunku. Dostrzegłem tam jakąś sylwetkę, a po dłuższym przyglądaniu się, rozpoznałem kaprala.
Tak. To on. Bez dwóch zdań. Z zamkniętymi oczami mógłbym powiedzieć, że to jest mój kapral. Nikt inny, jak sam on.
Szybko zbiegłem po schodach na dół. Przed drzwiami zatrzymałem się tylko na chwilkę. Musiałem się przygotować na wszystko. Nie wiem co zrobi, jak mnie zobaczy, ani jak zareaguje. Równie dobrze może mnie zaatakować. A ja muszę dowiedzieć się co jest tego przyczyną.
Będąc już na skraju lasu zacząłem szukać kaprala. Chcę go znowu zobaczyć i wiedzieć, że nic mu nie jest.
Nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za usta i ciągnie do tyłu. Wystraszyłem się trochę, ale nie mogę dać się tak łatwo. Zacząłem się wiercić i wyrywać, ale to na nic. Napastnik był ode mnie dużo silniejszy.
- Gadaj, co tu robisz?! -warknął mi do ucha dość obojętnym tonem głosu, a po mnie przeszły ciarki. Rozpoznałem ten głos.
- Nie słyszałeś pytania szczylu? -zapytał prychając, a po chwili byłem przywiązany do drzewa.
Widziałem jego twarz. Autentycznie siedziałem przed Levi'em Ackermannem. Udało się. Znalazłem go. I miałem rację. On żyje.
- Kapralu dlaczego nie wróciłeś do twierdzy?
Czarno-włosy zmarszczył chwilowo brwi i przykucnął przede mną. Mierzył mnie chwilowo spojrzeniem, jakby próbując sobie coś przypomnieć. Poukładać w głowie.
- Jaki kapralu? Mózg Ci zeżarło bachorze czy jak? Lepiej powiedz, co tu robisz, bo nie powtórzę tego trzeci raz. -fuknął bawiąc się ostrzem noża w ręce, więc postanowiłem nie robić niczego głupiego.
- Ja przyszedłem odszukać pana.
- Jak to odszukać? Skąd mnie znasz?
Jego pytania dziwiły mnie. Czyżby nic nie pamiętał, ale dlaczego? Co się stało?
- Każdy zna Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości. Levi Ackermann. Kapral 104 korpusu zwiadowczego. Służy w dowództwie tuż przy boku Erwina Smitha i Hanji Zoë.
- Co ty pierdolisz szczylu? -powiedział ze znanym sobie stoickim spokojem. Jednak w głębi był zaniepokojony. Niektóre fakty zaczęły mu się łączyć w całość. Nagle poczuł, że obecność tego dzieciaka może okazać mu się pomocna. W końcu mógłby dowiedzieć się co robi w tym miejscu.
- Z innego powodu nie mógłby pan nosić skrzydeł wolności. -wskazałem palcem na jego pelerynę.
Mężczyzna obrzucił wzrokiem swój strój. Rzeczywiście. Kojarzył ten symbol, ale nie wiedział o czym on mówi.
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem kimś ważnym, a nawet o tym nie wiem?
- Coś w tym stylu. Może opowiem dokładniej co się stało, a pan...
- Nie mów do mnie "pan", bo mnie postarzasz szczylu. -przerwał mi, a ja tylko kiwnąłem na to głową.
- A ty może sobie coś przypomnisz. -widząc lekkie skinięcie głową starszego kontynuowałem- W dniu, w którym pokonaliśmy wszystkich tytanów podbiegł do mnie Erwin Smith i powiedział, że zniknąłeś. Najpierw walczyłeś na lewym skrzydle później podobno przeniosłeś się gdzieś w głąb. Ta wiadomość bardzo mnie zmartwiła, jak i cały korpus. Nie mogliśmy Cię odnaleźć. Nikt nie wierzył w to, że jeszcze żyjesz. Tylko ja miałem nadzieję. Wiedziałem, że nic Ci nie jest, a niedługo wrócisz do bazy... I jest jeszcze jedno... Pamiętasz co sobie obiecaliśmy przed rozpoczęciem walki?
Kobaltowooki milczał przez dłuższy czas mierząc mnie wzrokiem. Zapewne chciał sprawdzić czy mówię prawdę.
- Nie pamiętam nic takiego. A Ciebie widzę pierwszy raz w życiu.
Jego słowa trochę mnie zabolały. To oznacza też, że nie pięta tego kim dla mnie był i co dla mnie znaczył.
- Ale chyba jestem w stanie powiedzieć o jednej sytuacji. Myślałem, że to sen, ale jak tak teraz o tym pomyślę to wydaje się być realne. -mruknął po czym zaczął opowiadać, a ja słuchałem uważnie.
Levi P.O.V.
*dwa miesiące wcześniej*
Walka toczyła się zawzięcie. W końcu każdy zobaczył sygnał. Ludzie wygrali. Nie myślałem, że ten dzień nadejdzie. Byłem dość daleko od centrum grupy, więc postanowiłem na chwilę zatrzymać się na gałęzi drzewa. Musiałem odpocząć. Mimo tego, że jestem najlepszy ze wszystkich też się męczę. W końcu jestem człowiekiem, jak każdy inny.
Oparłem się o korę i spojrzałem na swoje chłodne ręce. Były trochę posiniaczone i lepiły się od ciepłej krwi tytanów. Na ten widok syknąłem. Nie cierpię tego fetoru i brudu. To jak bezczelnie plami moją skórę jest nie do zniesienia. Czuję się przez to skażony. Chociaż nie aż tak bardzo, jak było kiedyś.
Spojrzałem na swój sprzęt od trójwymiarowego manewru. Był już na wyczerpaniu. Gazu zostało mi tylko tyle by móc zejść z drzewa. Innymi słowy będę zmuszony przywołać swoją klacz. Przetarłem pot ściekający po mojej twarzy. Nadszedł czas by wracać. Przecież nie mogę sterczeć tu tak bez końca.
Już miałem się odwracać w tył, gdy nagle poczułem silny ból w nodze, a następnie zostałem uderzony w tył głowy. Ból był niemiłosierny. Nie dawałem rady ustać już na własnych nogach. Potknąłem się o nie i zacząłem spadać w dół.
W powietrzu odwróciłem się w stronę sprawcy. Dostrzegłem tylko to, jak niewyraźna sylwetka oddala się ode mnie za pomocą sprzętu do trójwymiarowego manewru. Wiedziałem, że ludzie boją się mnie, a niektórzy nawet modlą się o to by mnie nie spotkać. Ale nigdy nie przypuszczałem, że ktokolwiek, postanowi się mnie pozbyć. W dodatku wtaki sposób. To napewno ktoś ze zwiadowców. Widziałem jego pelerynę. To jedyne co pamiętam sprzed upadku.
Uderzyłem z impetem o ziemie. Nie miałem nawet szansy, by zareagować. Zanim się obejrzałem straciłem przytomność.
*trzy dni po tym zdarzeniu*
Obudziłem się w dziwnym miejscu z okropnym bólem głowy. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Dlaczego nie ma przy mnie Farnala? Co ja robię w tej chacie?!
Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie jakieś starocie, a gruba warstwa kurzu rzuca się jako pierwsza w oczy. Poderwałem się szybko na nogi i podbiegłem opanowany do okna. To co zobaczyłem wywarło na mnie niemiłe wrażenie. Byłem w jakimś lesie. I zobaczyłem niebo. Coś czego mi brakowało w podziemiach, ale jak? Dlaczego nagle jestem tutaj?
- Co tu się odpierdala?! -warknąłem do siebie pod nosem. Odwróciłem się od okna, a za mną wisiało duże lustro. Moja twarz, jak zawsze była obojętna i niewzruszona. Moje oczy tego samego koloru. Tylko bandaż, którego wcześniej tam nie było, sprawił, że poczułem się dziwnie. Miałem na sobie jakiś dziwny strój. To na pewno nie są moje ubrania. Kojarzę je skądś, ale nie mam pojęcia gdzie mogłem go widzieć.
Po dłuższym przyglądaniu się mojemu wyglądowi, wybiegłem z chaty. Nie mam pojęcia co tu robię ani w jaki sposób się tu znalazłem, ale muszę wrócić do siebie. Nie mogę zostawić Isabeli i Farnala. Oni liczą na mnie. Nie zawiodę ich.
Po wysłuchaniu jego opowieści wszystko zaczęło łączyć się w jednolitą całość.
* * *
Hejka ludzie ^^
W końcu mamy Levi'a nie?
Postanowiłam, że to już czas powoli ujawniać prawdę.
Ale czy to koniec szokujących wydarzeń?
Tego dowiecie się w następnym next'cie ;)
Hejka ludzie ^^
W końcu mamy Levi'a nie?
Postanowiłam, że to już czas powoli ujawniać prawdę.
Ale czy to koniec szokujących wydarzeń?
Tego dowiecie się w następnym next'cie ;)
Komentarze
Prześlij komentarz