Pozwól mi Cię kochać- Niezwykły


VI. Niezwykły

 Po powrocie do karczmy siedziałem z Arminem  na łóżku, czekając na Erwina i Hanji, bo to co mieliśmy im do przekazania okazało się bardzo cenne. Sami nie mieliśmy odwagi o tym porozmawiać. Baliśmy się, a raczej nie chcieliśmy.

W końcu, po dłuższym czasie do pokoju zapukał ktoś i kazał nam zejść na dół do masywnego blondyna i drobnej, ale mimo wszystko dobrze zbudowanej brunetki. Wyglądali na zmęczonych, ale czy rzeczywiście tak było to nie wiem.

-Za pięć minut w moim pokoju. Zdacie raport.-  mruknął po czym skierował się w kierunku kuchni. Zapewne chciał nabrać troszkę sił.

-Nie przejmujcie się nim.-  machnęła za nim ręką po czym odwróciła głowę w naszą stronę z uśmiechem.

-Co mu się stało?-  zapytał widocznie zdziwiony Armin. Jego oczy nadal wpatrywały się w kierunek, w którym ruszył Erwin. Zupełnie tak, jakby wiercił wzrokiem za nim niewidzialną ścieżkę.

-Eh... Powiedzmy, że ma gorszy dzień i wolałby, żeby to wszystko już było za nim. Ta cała sytuacja nie jest mu na rękę.-  westchnęła ciężko i oparła się plecami o ścianę, patrząc w ziemie. Nie znajdowało się na niej nic ciekawego, ale wolała patrzeć tam, niż gdziekolwiek indziej. Sama też była zawiedziona, że nie znaleźli czegoś ciekawego albo chociażby, czegoś takiego co przybliżyłoby ich do tej sprawy. Leviego traktowała, jak brata. Może nie dogadywali się najlepiej, ale na swój sposób byli rodziną, a teraz, gdy on zniknął cały zespół to odczuł. Nie tylko pojedyncze jednostki.

-Macie coś?-  zapytałem zdziwiony jej zachowaniem. Myślę, że nie mają najlepszych wieści, ale to co usłyszą od nas powinno im poprawić humory.

-Niezbyt, ale nie mamy zamiaru się poddawać.-  nagle wyprostowała się i dumnie wypięła pierś do przodu. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów do tyłu i ruszyła przed siebie  -To dopiero początek naszej wyprawy chłopcy. A teraz przygotujcie się na rozmowę z Erwinem.

* * *

Niewiele później siedzieliśmy przed Smith'em. Póki co nikt się nie odezwał słowem. Siedzieliśmy tak tylko patrząc po sobie. Najwyraźniej nikomu nie chciało się zaczynać rozmowy.

-A więc co znaleźliście?- zapytał patrząc to w moje, to w Armina oczy.

Blondyn zerknął na mnie ukradkiem i schylił się, by podnieść z podłogi naszą zdobyć. Była ona obwinięta w moją pelerynę zwiadowców, ale to tylko dlatego, że musieliśmy ukryć to przed ludźmi, którzy zauważając ową zdobycz, od razu chcieliby ją zdobyć. Położył zawiniątko na stoliku przed nami i powoli odsłonił to co się znajdowało za peleryną. Dowódca ze zdziwienia aż otworzył szerzej oczy, ale szybko odchrząknął. Przed nami leżał sprzęt do trójwymiarowego manewru. Sprzęt oznaczony inicjałami L.A. To oznacza jedno- w tej wiosce i w tym miejscu jest ich człowiek. Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości. Teraz bez wątpienia są na jego tropie. Powróciła do nas nadzieja i pogoda ducha, a kąciki ust Smith'a poszły w górę. To co teraz zobaczył było niesamowite. Już powoli tracił wiarę w odzyskanie tego mężczyzny. Dopuszczał do siebie najgorsze myśli, ale to bez znaczenia. Liczy się tylko to co jest tu przed nim. Jak najwiarygodniejszy dowód na to, iż Levi Ackermann żyje gdzieś wśród nich.

 -Skąd to macie?-  zapytał po dłuższej chwili, przyglądania się temu skarbowi. Nie mógł uwierzyć w to, że tej niepozornej dwójce udało się osiągnąć ten cel, do którego on sam zmierzał. Chciał coś znaleźć, ale jak widać to nie było mu pisane.

-Znaleźliśmy porzucone przy jednej ze starych posesji na skraju lasu.-  szybko odpowiedział niebieskooki chłopak z lekkim uśmiechem, bo to nie był koniec wszystkich informacji. Była jeszcze jedna. Ta mniej przyjemna. I chociażby nie chciał o tym wspominać, to musi. Jest to jego obowiązkiem.

-Jest też druga sprawa.-  mruknąłem odczuwając, że przyjaciel ociąga się z wypowiedzeniem tego  -My... My widzieliśmy kaprala.-  powiedziałem przełykając głośno ślinę, a raczej jej brak, bo ze stresu zaschło mi w gardle.
 
Starszy zmarszczył znacznie brwi, a uśmiech niemal natychmiastowo zszedł mu z twarzy. Teraz wyglądał jakbyśmy powiedzieli, że zmarła mu matka. Podniósł się do góry i podszedł do okna, wyglądając przez nie. Ręce założył z tyłu i po przemyśleniu pewnych spraw kazał mi kontynuować.
-On nie zachowywał się normalnie. W jego oczach było widać żądzę mordu... W rękach miał ostrza całe we krwi, a obok jego nóg leżała czyjaś głowa...-  mówiłem drżącym głosem. Niby nie raz widziało się takie sceny, ale ta wywołała u mnie taką grozę, że nie mogłem się wtedy ruszyć. Jedyne co zrobiłem to szybko odwróciłem się w drugą stronę łapiąc Armina za rękę. On był tym równie zszokowany co ja. Nie znaliśmy takiego kaprala. Ta jego wersja była okrutna i brutalna, a jego spojrzenie do tej pory beznamiętne i chłodne, przekształciło się na coś w rodzaju wzroku wygłodniałego i krwiożerczego rekina. To nie był on- nasz kapral, którego znaliśmy. W tamtej chwili bałem się go bardziej, niż kiedykolwiek w życiu.

Erwin słysząc to zbladł. Wyglądał tak, jak biała firana, wisząca w oknach. Nie wiedział co ma teraz powiedzieć. Przecież jego Levi by tak nie zrobił. On nie zabija ludzi i nie zachowuje się, jak psychopata. A z opisu Erena właśnie wynika to, iż stał się nim.
 
-Musimy jeszcze raz jechać w to samo miejsce. Pokażecie je mi i Hnji. Później wracamy do twierdzy. Trzeba będzie wtajemniczyć resztę oddziału.-  powiedział stanowczo i usiadł zestresowany na łożu -Widzimy się spakowani za chwilę na dole w holu. Wyruszamy za niecałe 3 minuty.
 
 
^^^*^^^
Rozdział krótszy, ale zawiera dokładnie to co powinien. Akcja już powoli zaczyna się rozwijać.
No co? Jak myślicie, co stało się z naszym Levim?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pozwól mi cię kochać- WIOSKA

Pozwól mi Cię kochać- Zbliżenie Twoich Ust

Pozwól mi Cię kochać- OCZY